sobota, 26 października 2013

Tela, w koncu widzielismy kawalek morza w oddali

Pobudka 6:30, w koncu mamy wakacje ;) Po ogarnieciu sie i sniadaniu(burito) pojechalismy do ruin. Przewodnik okazal sie nieustepliwy w kwestii ceny (25$), wiec poszlismy zwiedzac na wlasna reke. Nie bylo prawie turystow, wiec oprocz komarow, nikt nam nie przeszkadzal w zwiedzaniu i moglismy poczuc klimat Majow. Jednak brakowalo troche informacji co i do czego sluzylo, albo co wykute znaczki w skalach oznaczaja...

Niestety zabraklo czasu na zwiedzenie Las Sepulturas (druga czesc ruin). Szkoda.

O 11 mial byc autobus do Tela. Po zabraniu rzeczy z hostelu, pojechalismy na dworzec. Bilet okazal sie kosztowac nie 26$ a 36$, ale nie mielismy wyboru za bardzo. Autobus przyjechal spozniony 1h. Ach to latynowskie poczucie czasu :). Nastepnie 5h w autobusie (z przesiadka w naszym ulubionym, najniebezpieczniejszym miejscu na ziemi - San Pedro Sula - znowu przezylismy!). Po drodze czytanie przewodnikow (Piotr) i spanie/podziwianie widokow (Ania). W Tela czekala juz na nas taxi, zabrala za 50 L do hotelu Tela, ktory okazal sie juz nie istniec. Wiec zatrzymalismy sie w alternatywnym miejscu - Hotel Mango (25zl/noc/osoba).

Po wyjsciu na miasto okazalo sie, ze bankomaty nie chca wyplacic nam pieniedzy! Sprawdzilismy wiec wiadomosci z Polski, czy aby jakiejs wojny nie ma i okazalo sie, ze... przyczyna naszych niepowodzen jest zmiana czasu! Wiec skonczylismy na koncu swiata bez pieniedzy :P. Moze jutro bedziemy miec wiecej szczescia. Idziemy cos zjesc i moze potanczyc w koncu. W tle leci juz kolejna bachata...

1 komentarz:

  1. Haha, czyżbym nie tylko ja sypiała w drodze? :P Oficjalnie zazrdaszczam potańczenia! A.

    OdpowiedzUsuń