W
parku oczywiscie nas przegadali na przewodnika, wiec wraz z rzeczonym i
para Brytyjczykow udalismy sie na odkrywanie dzungli. Zgola odmienne to
bylo doswiadczenie od poprzedniego chodzenia po dzungli w nocy :-) Bylo
goraco, slonecznie i widzielismy pare jaszczurek, leniwce, malpy
kapucynki. Ale najlepsze czekalo nas na plazy! Otoz na plazy jak z bajki
(palmy, bialy piasek, sloneczko) grasowaly malpy i szopy pracze, ktore
kradly ludziom jedzenie z plecakow. Wygladalo to tak, ze nie dalo sie we
dwojke isc do wody, bo jedna osoba musiala siedziec i pilnowac z kijem
dobytku :D Mnie sie nie udalo (bo powiedzialam ze zwierzat kijem bic nie
bede) i nie dosc ze wredne ukradly mi jedzenie, to jeszcze jeden mnie
ugryzl w noge jak mu probowalam wmowic po dobroci, zeby sobie poszedl
(podobno sa zdrowe :P).
Po zakonczeniu tego pelnego stresu
plazowania, poszlismy dalej wglab dzungli na spacer. Zatrzymalismy sie
na dzikiej plazy, pusto, zadnych szopow praczy, no to dawaj do wody.
Trzeba bylo nas oboje widziec w jakim tempie wyskakiwalismy z wody,
kiedy do naszych plecakow z lasu wybiegla mama i 3 male szopy ;-) To byla predkosc ponaddzwiekowa conajmniej ;)
Co jak co, racja, ze obawialismy sie ze nas tu okradna, ale przez mysl nam nie przeszlo, ze beda to szopy! :P
Postanowilismy
sie wiec ubrac i pojsc w strone wyjscia z parku. I oczywiscie zaczelo
padac. I to w tym latynoamerykanskim stylu rzecz jasna. Zupelnie
ociekajac woda wsiedlismy do autobusu, wysiedlismy na dworcu i
pobieglismy na ostatnie casado - typowy obiad w Kostaryce.
Ponizej fotka z plazy z felernymi szopami.
"podroz autobusem do Alajuela, skad mamy lot powrotny do Madrytu..." przeczytałem Alleluja :D
OdpowiedzUsuń